-Wstawaj Hazz.-usłyszałem rozbawiony głos Lou. Mieliśmy dziś iść na jakiś występ. O ile się nie mylę, do teatru. A ja nie chciałem wstać, bo wczoraj siedzieliśmy z Lou do 3 w nocy, a jest 6. Zdecydowanie 3godziny spania mi nie wystarczają.
-Podnieś.-wyciągnąłem przed niego dłonie. On zamiast je złapać pociągnął mnie za nogę.-Hi!-krzyknąłem gdy spadłem z łóżka.
-Ooops!-powiedział Lou.-Cała przyjemność po mojej stronie.-dodał po chwili szczerząc się.
-Zabije-warknąłem, a on wybuchnął śmiechem. Ignorując go wstałem. Wziąłem czystą bieliznę, ubranie i poszedłem do łazienki. Założyłem białą koszulkę z napisem „Love Is Equal" i czarne spodnie z dziurami. Jako dodatek założyłem naszyjnik z papierowym samolocikiem. To był prezent od Tommo. Znaliśmy się już jakieś cztery dni i bardzo się polubiliśmy. Niektórzy nazywają nas Larry'm. Prawie zapomniałem! Założyłem też kilka bransoletek na lewą rękę …z pewnych powodów ją tam noszę. Fryzurę zostawiłem w artystycznym nieładzie. Nie mam pojęcia czemu, ale laski no i chłopacy, na to lecą. Przejrzałem się ostatni raz w lustrze i wyszedłem. Lou siedział na łóżku.
-Idziemy?-zapytałem on spojrzał na mnie, a w jego oczach widziałem łzy. Zatkało mnie.-Skarbie co się stało?-od razu znalazłem miejsce obok niego. Pocierałem ręką jego plecy by się uspokoił.
-Dzwoniła moja mama i powiedziała, że Lottie jest w szpitalu.-kiedy to mówił jeszcze bardziej się rozpłakał.
-Ale co jej się stało?-dopytywałem się.
-Ona jest w ciąży i ma jakieś problemy, bo często boli ją brzuch i może poronić.-teraz łzy lały się z jego oczu jak woda z wodospadu.
-Kochanie wszystko będzie dobrze.-nie wiedziałem co zrobiłem. Po prostu pocałowałem go. Podniosłem jego podbródek i pocałowałem jego usta. Spojrzał na mnie zdziwiony, ale po chwili sam mnie pocałował.
-Kocham cię.-powiedział, ale to nie brzmiało jak zwykłe przyjacielskie słowa.
-Chodź.-pociągnąłem go za rękę by wstał. Ignorowałem to co przed chwilą się wydarzyło i wytarłem dłońmi jego łzy.-Będzie dobrze.-przytuliłem go.
-Obiecujesz?-Ehh czuję się jak mama i syn.
-Obiecuję Louis.-oby nic jej nie było, nie chcę wiedzieć co mi zrobi gdy złamię tę obietnicę.
Wyszliśmy z pokoju i poszliśmy na hol, gdzie byli już wszyscy prócz nas.
-Nasza spóźnialska dwójka, no w końcu!-powiedziała Perrie podchodząc do nas.-Płakałeś?-zmartwiła się widząc Louis'a.
-To wy sobie pogadajcie.-wskazałem ręką na Zayn'a.
-Nie muisz-uśmiechnęła się blondynka.
-Ale dawno nie rozmawialiśmy wiesz…-podszedłem do Zena.
-Siema stary-uścisnęliśmy dłonie w przyjacielskim geście.
-Przeleciałeś go?-zapytał całkiem poważnie.
-Przpraszam bardzo, ale co?!-krzyknąłem aż wszyscy się obejrzeli.
-Wyluzuj. Widzę jak na niego patrzysz.
-Mylisz się, mylisz Zayn.
-Boisz się, przyznaj, Louis ci się podoba!-cztery ostatnie słowa specjalnie wypowiedział głośniej.
-Nie rób mi tego, jesteśmy przyjaciółmi!
-To nie kłam. Proste!
-Ale kiedy to nie jest prawda!
-To jest prawda!
-Zejdź mi z oczu!
-Nie masz jaj Harry, nie jesteś już taki jak kiedyś jesteś nikim.-jesteś nikim-to utknęło w mojej głowie. Chciałem go uderzyć, ale on złapał moją rękę.-Znam cię na wylot.-powiedział głosem pełnym jadu.
Tyle razy słyszałem jak pewna osoba w moim życiu ciągle wmawiała mi, że jestem nikim. Śmieciem, niepotrzebny na tej planecie. Do czasu…wróciłem do Lerrie.
-O czym rozmawialiście? Zayn chyba się wkurzył.-powiedziała Perrie wskazując palcem na chłopaka kopiącego kosz na śmieci. Ja nie odpowiedziałem tylko kiwnąłem głową.
-Pójdę więc do niego.-powiedziała blondyna.
-Pomiędzy nimi jest jakaś chemia.-powiedział Loulou pocierając dłonią swój podbródek.
-Noo.-uśmiechnąłem się lekko. Widząc jak Pezz go przytula. Może w końcu znajdzie sobie dziewczynę na stałe. Wtedy przyszedł jakiś męszczyzna, którego wcześniej tu nie widziałem.
-Liam!-krzyknął facet, z którym mieliśmy iść do tego teatru.-W końcu!-spojrzał na niego spod byka.
-Przepraszam, ja znalazłem małego kotka na ulicy i jechał samochód no i złapałem go, bo tak to on by go przejechał…-blablabla zaczął mówić.
-Moi drodzy idziemy więc do teatru.-powiedział pan Collins wymachując dłońmi.-Tylko Harry, Zayn proszę bez wygłupów jasne?!-powiedział uniesionym głosem.
-Prosić to pan może o loda!-powiedział mulat, a wszyscy wybuchli śmiechem. Wszyscy prócz mnie. Ja może tylko lekko się uśmiechnąłem. Dobraliśmy się w pary, ja z Louis'em, przed nami Perrie i Zayn, a za nami byli Barbara i Niall, których z Lou niedawno poznaliśmy i polubiliśmy.
Nie wiedziałam jak zakończyć...