sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 11

-Louis,ale tak naprawdę ile będziemy musieli to ciągnąc?-spytałem patrząc w jego hipnotyzujące tęczówki,do których miałem słabość.
-Myślałem,że tego chcesz…-powiedział zmieszany.
-Po prostu mi powiedz.Mam swoje życie i nie będę na każde twoje zawołanie-powiedziałem spokojnie,a w jego oczach pojawiła się złość.
-Jeśli się zgodziłeś to musisz!Masz wychodzić z moimi kumplami!-powiedział wkurzony.
-Spokojnie.Mam swoje życie-powtórzyłem.-Przez jakiś miesiąc,może dłużej będę zajęty.
-A ja to co?!Jestem twoim chłopakiem kochasz mnie-krzyknął zezłoszczony
-Cicho bądź!-ten chłopak zaczynał mnie wkurzać-Dobrze wiem z kim teraz rozmawiam z Tomlinsonem tym TOMLINSONEM i wiem co możesz mi zrobić jakie jest ryzyko gdy stanę co w drodze lub postawię się.Ale już to robię i nie ma wyjścia.Teraz jest moja chwila na wygarnięcie ci tego wszystkiego co dusiłem w sobie od wieków.Nienawidzę cię,jesteś okropny,nie kocham cię to było tylko złudzenie,nie przyjaźnię się z tobą,bo ciągle chowasz się za tą maską,wiem że nie jesteś i nigdy nie byłeś zły,widać to po tobie,czasami masz chwile słabości i wtedy wiem,że jesteś dobry,jesteś wspaniały,cudowny,idealny,ale chowasz się za tą beznadziejną maską zła,ignorancji i nie wiadomo czego jeszcze,mam to wszystko gdzieś,a najbardziej ten twój zakład,wiedziałeś,że ci się nie uda więc mogłeś tego nie robić,a teraz możesz zacząć mnie bić,jestem do tego przyzwyczajony!-wykrzyczałem mu prosto w twarz.Wstałem i odeszłem.Jeszcze na chwilę odwróciłem twarz i zobaczyłem go wpatrującego się we mnie ze zdziwieniem.jego mina była taka al'a WTF!W końcu wygarnąłem mu to co chciałem i dobrze się z tym czuję.
***
-Haroldzie,Edwardzie Styles'ie,jak mogłeś dopuścić się do tak kary godnego zachowania?!-Spytał wkurzony Robin.
-Ile razy mam powtarzać,że to nieprawda?!Dajcie mi spokój wy wszyscy…mam już dość kłótni na dziś!
-Nasza kłótnia dopiero się zaczyna i nie skończymy jej do póki nie przyznasz się!-Krzyknął wściekły Robin.Pierwszy raz go takiego widziałam.
-Ale pokłóciłem się z Louisem tak tym LOUISEM TOMLINSONEM i mam dość na dziś zwłaszcza,że on mi tego nie odpuści!Po prostu daj ni spokój-kolejny krzyk.-Nikt mi nigdy nie wierzy, każdy okłamuje,wszyscy sądzą,że jestem nikim,po prostu daj mi spokój-powiedziałem już po cichu,a po policzkach spływały mi łzy.
-Harry…
-Nie chcę twojego współczucia!Pójdę do siebie ok?
-Tak-powiedział zdziwiony.
No styles kolejna osoba,którą dziś zdziwiłeś swoim zachowaniem.Wspaniale!
Twitter:Harry Styles  5minut
"To koniec.Spróbuj sobie wyobrazić jutro,któro nienastąpi/załamka."

Harry Styles 2s.
"To mają być najlepsze wakacje w moim życiu,a ja mam się postarać jak nigdy!"

***
Poszedłem na piłkę na piechotę,bo jak się okazało gdy zszedłem na dól mojego ojczyma już nie było.Cały ten czas spędziłem na płakaniu.A jak szedłem to było już późno,więc niedziwiłem się że go już nie było.Początkowo miałem nie przyjść,ale to niw byłby dobry pomysł.Jednak jeszcze gorszy pomysł to pójscie,bo przecież jak inni zobaczą mnie w takim stanie…Nawet prysznic nnie pomógł.Dobra ok.Spóźniłem się 18minut.Trudno mam to gdzieś.Wszedłem do szatni założyłem zieloną bluzkę na krótki rękaw i krótki,granatowe spodenki.Do tego biała gumka na włosy.Wszedłem na boisko.Wszyscy się na mnie gapili jakby zobaczyli ducha.Myślałem,że Robin się wkurzy…ale on tylko spojrzał na mnie przelotnie.Dołączyłem do reszty,wykonywać ćwiczenia.Potem jak zwykle graliśmy w piłkę.Przez cały ten czas unikałem Louis'a.Nie było to łatwe skoro byliśmy w jednej drużynie.Ale nie podawałem mu piłki i nie odbierałem jej od niego.100% czystej ignorancji.

***
-Dobra,to jeszcze na koniec zrobicie mi 5 dużych kółek  wzdłóż boiska!-Krzyknął trener.
Ja nie miałem zamiaru biegać.Było mi niedobrze,kręciło mi się w głowie,bolał mnie brzuch i bolała głowa.
-A ty Harry na co czekasz?Na zbawienie?-zaśmiał się,ale gdy zobaczył że mi nie jest do śmiechu od razu do mnie podszedł.-Co się dzieje?-spytał zaniepokojony.
-Niedobrze mi-westchnąłem.
-Może zawieźć cię do domu?
-Chyba nie ma innego wyjścia.
-Ok czekaj,powiem Luke'owi żeby doprowadził do końca trening.-Luke miał 18lat i był jego pomocnikiem.
***
No pięknie!Okazało się,że mam grypę.Teraz mój ojczym nie odpstępuje mnie na krok!No może nie dosłownie,bo musi trenować drużynę.Chciał wziąć sobie urlop tłumacząc się moją chorobą,ale ja nie chciałem.Nie chciałem,bo wtedy wszyscy dowiedzieli się o moim życiu.O puszczalskim tacie,którego kocham najbardziej na świecie od kiedy przejżałem na oczy i Annie.Mojej mamie,która jest dla mnie nikim.
-Jak się czujesz loczek?-spytał troskliwie mój ojczym.
-Nie jest tak źle,po trzech dniach choroba powoli przechodzi-uśmiechnąłem się lekko.
-Przepraszam,że ci nie uwierzyłem
-Miałeś do tego takie same prawa jak każdy.To normalne,że nikt mi nigdy nie wierzy.Przecież jestem inny.
-Ale przepraszam,naprawdę za to że tak na ciebie nakrzyczałem.
-Jest ok,wybaczam.
-Dzięki Haz.Idę już zaraz piłka.Trzymaj się-uśmiechnął się do mnie.
-Na razie-odwzajemniłem uśmiech.Jescze trzy dni mam nie ruszać się z łóżka.Co ja będę robił?Jest tak nudno.
Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi.Wstałem,przeszedłem przez korytarz.Dotarłem do drzwi,otworzyłem je i…
-Liam!-Krzyknąłem lekko zdziwiony.
-Siema,jak tak zdrówko curly?
-Jeszcze trzy dni mam się nie ruszać z łóżka.
-Ha!Jak cię znam to jutro już będziemy zwiedzać okolicę.
-No raczej.Co tam słychać?
-Nic,wszyscy się załamali po twoim odejściu.Byłeś tam taki lubiany...a tam?
-Cztery dni temu pokłóciłem z Louis'em.Od tamtego dnia nie odzywałem się do niego.On dzwonił,pisał ale mam to gdzieś.
-Ok jak tam szef twojej mamy?
-Nie odzywał się.Sądzę,że to były tylko jakieś jaja.On był wstawiony.
-Ale tacy ludzie mówią prawdę-moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu.-powinieneś pójść z tym na policję-powiedział
-I co ja bym tam im powiedział?!
-Wszystko.Ja tylko ci radzę.
-Dobra,a możemy o tym nie rozmawiać?
-Ok nie chcę się z tobą pokłócić już pierwszego dnia pobytu tu.
-Nom.To dawaj walizki,pokażę ci twój pokój.
-Wow macie duży dom.
-Wszystko dzię…
-…ki robinowi-dokończył Liam
-Jak ty mnie dobrze znasz-zaśmiałem się
-No skoro tylko mi ufasz-stwierdził
-Racja.
-Dobra Harrt to ty wracaj do łóżka,a ja zrobię nam herbaty.
-Z cytryną?-Podarowałem mu jeden z najsłodszych uśmiechów.
-Tak dzieciaku.-chciał poczochrać moją czuprynę,ale mu na to nie pozwoliłem po czym wystawiłem do niego język.
Wolałbym pójść z nim niż siedzieć jakie 5-10 minut sam w pokoju.No ale nie zaprzeczyłwm.Przecież on by mi nie pozwolił i zacząłby najwiać,o tym że jestem chory i co mogłoby się stać gdybym nie zrobił tego co nakazał lekarz-pan Tomlinson.Ale skoro jestem tu już sam,moje myśli krążą wokół jednego.Louis,LouLoueh,Tommo,Tomlinson,Boo,Boo Bear...
CDN.
Hej jest new rozdział.Mam nadzieję,że was nie zanudzi czy coś…XD dobra widzę,że na więcej niż 2 komenatrze nie mogę liczyć :(
Bye :*

2 komentarze:

  1. Ale fajnie że Liam już przyjechał , ciekawe co będzie z tym szefem Anne ? A tak wg super rozdział jak każdy tylko mógł by być jakiś zwrot akcji np: ktoś by trafił do szpitala ...

    OdpowiedzUsuń