-Proszę-Li podał mi kubek od niego,w którym btła herbata z cytryną.
-Dzięki-westchnąłem.Siedziałem teraz po turecku trzymając w ręcach herbatę.
-Sam chciałeś wrócić do tej klasy?-spytał patrząc na mnie tym swoim dziwnym,intensywnym wzrokiem.
-No…wiesz chciałem być blisko Loui'ego.
-Dzwonił do ciebie dziś?
-Tak.
-Odebrałeś?
-Nie-e
-Czemu?
-Liam czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?!
-Tak
-No,bo ja…
-No właśnie!No bo ty…w tym jest twój największy problem!
-Liam
-Nie Liam,tylko zadzwoń do niego.
-Później.
-Nie
-Tak
-Idź do łazienki,nie będę podsłuchiwał.
-No dobra.
Wszedłem do łazienki.Zamknąłem za sobą ddrzwi.Usiadłem.na krańcu wanny.Wyciągnąłen z kieszeni telefon.Wybrałem numer.Spojrzałem w ekran.Przyłożyłem do ucha i odebrał od razu.Jakby te całe cztery dni czekał tylko na to.Usłyszałem jego głos.Troska.Pierwsze co mogłem wyczuć.Był wkurzony,na to że nieodbierałem.Nie krzyczał.Był spokojny,ale wkurzony.Porozmawialiśmy chwilę.Rozłączył się i tyle.
-Harry?-spytał
-Louis?-zapytałem.Tęskniłem za jego głosem.
-Harry,czemu nie przychodzisz na treningi?
-No bo jestem chory-jak na zawołanie kaszlnąłem.
-A na co?
-Mam grypę.Jeszcze trzy dni muszę leżeć w łóżku,ale mam to gdzieś.
-Ach.Jak się czujesz Haz?
-Bywało lepiej,ale jak na chorego to bardzo dobrze
-Ach cieszę się.
-Jesteś na mnie zły?
-Niee,Haz nie.Zaimponowałeś mi tym swoim wybuchem.
-Na serio?Myślałem,że się wkurzysz.
-Nie.Wiesz muszę kończyć.Odezwę się pa!-rozłączył się.
Włożyłem telefon do kieszeni.Siedziałem jeszcze chwilę i patrzyłem w moje lustrzane odbicie.Serio?TOMLINSON się na mnie nie wkurzył,nie jest zły?Ale to jest dziwne...Takie nierealne.Moje życie staje się coraz ciekawsze oraz straszne.Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.Liam.Ocknąłem się z transu i wyszedłem do pokoju.
-I jak?-Spytał zaciekawiony Liam
-Pytał czemu nie chodzę na trenigi,jak się czuję…-mówiłem wszystko pokolei.-Liam on nie jest na mnie zły!Ten TOMLINSON nie wkurzył się!
-Harry powinieneś się cieszyć.
-Właśnie o tym marzyłem w snach.To n.i.e.r.e.a.l.n.e-przeliterowałen wyraz.
-Musisz w to uwierzyć-Liam sję uśmiechnął.
-Tak więc jutro idziemy zwiedzać okolicę?
-Jeżeli chcesz żebym został tu na dłużej to sądze,że przydałoby się zapoznać z terenem.
-No,to ok.Mam gdzieś tę chorobę.
-Harry-powiedział poważnie Li
-Dobra,dobra nie wkurzaj się.
-Jak mam się nie wkurzać skoro masz gdzieś swoją chorobę?
-Interesuj się sobą Payne!
-Widzę,że nie masz ochoty na rozmowy,do jutra.-Liam wyszedł z mojego pokoju.To oznacza,że teraz czas na sen.
***
Obudziło mnie walenie w okno.Jak się okazuje to były kamienie.Wstałem.Otworzyłem okno.zobaczyłem w nim Hicks'a.
-Zejdź!-krzyknął.Cóż nie miałem wyboru.Założyłem szybko jakąś bluzkę,spodnie i conversy.Jeszcze tylko wystarczy przejść przez dom i sostać sie do drzwi tak by daddy Liam mnie nie zobaczył.Wyszedłem z mojego pokoju.ostrożnie i powoli stawiałem kroki.Gorzej będzie z zejściem po schodach,ponkeważ co krok one skrzypią.Stawiałwm krok za krokiem.Cały czas skrzypiały,ale miałem cichą nadzieję,że daddy na de mną nie czuwa.Byłem.już na dole.Gdy…przede mną wyłoniła się wysoka postać wcześniej wspomnianego Liam'a.
-Gdzie się wybierasz?-Zapytaj podejrzliwie.
-Chciałem na chwilę wyjść na dwór.
-Hazz jest 2 w nocy-westchnął
-Wiem Li,po prostu zapomniałem...wziąć z tamtąd moich butów,a skoro mam cię jutro oprowadzić to będą mi potrzebne.A w nocy ma padać deszcz i…-nie dokończyłem.
-Dobra wyjdź,ale masz zaraz wrócić dobrze?
-Jasne Li-uśmiechnąłem się do niego.
CDN
No tak hm…czego chce od Hazzy ten człowiek?Sama nnw XD ale wiem,że dowiecie się w następnym rozdziale.Widzę,że opowiadanie wam się podoba.Cieszę się.
Bye :***
-Dzięki-westchnąłem.Siedziałem teraz po turecku trzymając w ręcach herbatę.
-Sam chciałeś wrócić do tej klasy?-spytał patrząc na mnie tym swoim dziwnym,intensywnym wzrokiem.
-No…wiesz chciałem być blisko Loui'ego.
-Dzwonił do ciebie dziś?
-Tak.
-Odebrałeś?
-Nie-e
-Czemu?
-Liam czy ty zawsze musisz wszystko wiedzieć?!
-Tak
-No,bo ja…
-No właśnie!No bo ty…w tym jest twój największy problem!
-Liam
-Nie Liam,tylko zadzwoń do niego.
-Później.
-Nie
-Tak
-Idź do łazienki,nie będę podsłuchiwał.
-No dobra.
Wszedłem do łazienki.Zamknąłem za sobą ddrzwi.Usiadłem.na krańcu wanny.Wyciągnąłen z kieszeni telefon.Wybrałem numer.Spojrzałem w ekran.Przyłożyłem do ucha i odebrał od razu.Jakby te całe cztery dni czekał tylko na to.Usłyszałem jego głos.Troska.Pierwsze co mogłem wyczuć.Był wkurzony,na to że nieodbierałem.Nie krzyczał.Był spokojny,ale wkurzony.Porozmawialiśmy chwilę.Rozłączył się i tyle.
-Harry?-spytał
-Louis?-zapytałem.Tęskniłem za jego głosem.
-Harry,czemu nie przychodzisz na treningi?
-No bo jestem chory-jak na zawołanie kaszlnąłem.
-A na co?
-Mam grypę.Jeszcze trzy dni muszę leżeć w łóżku,ale mam to gdzieś.
-Ach.Jak się czujesz Haz?
-Bywało lepiej,ale jak na chorego to bardzo dobrze
-Ach cieszę się.
-Jesteś na mnie zły?
-Niee,Haz nie.Zaimponowałeś mi tym swoim wybuchem.
-Na serio?Myślałem,że się wkurzysz.
-Nie.Wiesz muszę kończyć.Odezwę się pa!-rozłączył się.
Włożyłem telefon do kieszeni.Siedziałem jeszcze chwilę i patrzyłem w moje lustrzane odbicie.Serio?TOMLINSON się na mnie nie wkurzył,nie jest zły?Ale to jest dziwne...Takie nierealne.Moje życie staje się coraz ciekawsze oraz straszne.Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi.Liam.Ocknąłem się z transu i wyszedłem do pokoju.
-I jak?-Spytał zaciekawiony Liam
-Pytał czemu nie chodzę na trenigi,jak się czuję…-mówiłem wszystko pokolei.-Liam on nie jest na mnie zły!Ten TOMLINSON nie wkurzył się!
-Harry powinieneś się cieszyć.
-Właśnie o tym marzyłem w snach.To n.i.e.r.e.a.l.n.e-przeliterowałen wyraz.
-Musisz w to uwierzyć-Liam sję uśmiechnął.
-Tak więc jutro idziemy zwiedzać okolicę?
-Jeżeli chcesz żebym został tu na dłużej to sądze,że przydałoby się zapoznać z terenem.
-No,to ok.Mam gdzieś tę chorobę.
-Harry-powiedział poważnie Li
-Dobra,dobra nie wkurzaj się.
-Jak mam się nie wkurzać skoro masz gdzieś swoją chorobę?
-Interesuj się sobą Payne!
-Widzę,że nie masz ochoty na rozmowy,do jutra.-Liam wyszedł z mojego pokoju.To oznacza,że teraz czas na sen.
***
Obudziło mnie walenie w okno.Jak się okazuje to były kamienie.Wstałem.Otworzyłem okno.zobaczyłem w nim Hicks'a.
-Zejdź!-krzyknął.Cóż nie miałem wyboru.Założyłem szybko jakąś bluzkę,spodnie i conversy.Jeszcze tylko wystarczy przejść przez dom i sostać sie do drzwi tak by daddy Liam mnie nie zobaczył.Wyszedłem z mojego pokoju.ostrożnie i powoli stawiałem kroki.Gorzej będzie z zejściem po schodach,ponkeważ co krok one skrzypią.Stawiałwm krok za krokiem.Cały czas skrzypiały,ale miałem cichą nadzieję,że daddy na de mną nie czuwa.Byłem.już na dole.Gdy…przede mną wyłoniła się wysoka postać wcześniej wspomnianego Liam'a.
-Gdzie się wybierasz?-Zapytaj podejrzliwie.
-Chciałem na chwilę wyjść na dwór.
-Hazz jest 2 w nocy-westchnął
-Wiem Li,po prostu zapomniałem...wziąć z tamtąd moich butów,a skoro mam cię jutro oprowadzić to będą mi potrzebne.A w nocy ma padać deszcz i…-nie dokończyłem.
-Dobra wyjdź,ale masz zaraz wrócić dobrze?
-Jasne Li-uśmiechnąłem się do niego.
CDN
No tak hm…czego chce od Hazzy ten człowiek?Sama nnw XD ale wiem,że dowiecie się w następnym rozdziale.Widzę,że opowiadanie wam się podoba.Cieszę się.
Bye :***
Świetny rozdział , czekam na nexta z niecierpliwością
OdpowiedzUsuń