poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 7

Dziś jest jeden z nielicznych dni,których wprost nie mogłem się doczekać.Dziś ruszają nabory do drużyny.Dziś będę miał w końcu jakiś dobry powód by tu zostać.Jest jeszcze Louis.Ale jego nie dodałbym na tę listę.Jeszcze nie.Bo jak on mógł się tak nagle zmienić?!Z takiego wrednego,niemiłego,aroganckiego chłopaka w anioła z moich snów?!To nie wiarygodne!To niemożliwe!
*Przeszłość*
-Co tu masz mój kochany pedale?-zapytał i wyrwał z moich rąk prezent urodzinowy dla mojej mamy.
-Och dla najukochańszej mamy,to takie słodkie Harriet-zaśmiał się.
-Pamiętasz?Miałem ci się dziś odwdzięczyć,bo nie napisałeś za mnie sprawdzianu z Historii!
Kiwnął do chłopaków,a oni złapali mnie za ramiona uniemożliwiając mi tym ruchu.Zaczął mnie bić.Kopnął mnie w brzuch.Jeden raz,drugi,trzeci... nie wiem ile tego było, o nie liczyłem.
-Do jutra!-zaśmiał się głośno.
*teraźniejszość*
Na samo wspomnienie przeszły mnie dreszcze.On nie mógł się tak nagle zmienić.Prawda?Każdy tylko nie on.Jest już 14:50.Wyjdę sobie wolnym krokiem.Założyłem zwykłą białą bluzkę na krótki rękaw i do tego ciasne,czarne jeansy.A na mojej szyi zawisł czarny naszyjnik z krzyżem.Do tego ubrałem moje lekko zielone conversy.Fryzurę zostawiłem w nienaruszonym stanie.Wyciągnąłem z szafy torbę Nike i włożyłem do niej niezbędne rzeczy.Lekko zieloną koszulkę,ciemnogranatowe krótkie spodenki,białą gumkę do włosów,wodę do picia,miękki różowy ręcznik i to chyba wszystko.Spojrzałem jeszcze ostatni raz na zegarek.Była 15:28.No trochę czasu zajęły mi te przygotowania.
-Harry!-Usłyszałem krzyk mojej rodzicielki.
-Tak?!-Odkrzyknąłem.
-Zejdź!-Jakbym nie mógł od razu jak każdy inny zejść i spytać o co chodzi tylko krzyczeliśmy do siebie.Zapomniałem.Ja nie jestem każdy.Zszedłem powoli,po drewnianych schodach,które wydawały ciche poskrzypywanie.No gruby to ja chyba nie jestem co?!W salonie ujrzałem Annie i Robina.
-Cześć Harry-przywitaliśmy się uściskiem dłoni.
-Robin zabierze cię ze sobą żebyś nie musiał iść.
-Super-uśmiechnąłem się.
-No to jedziemy mały-poczochrał moją fryzurę...co?!O.N C.Z.O.C.H.R.A.Ł moją sex fryzurę?!
-Rob,on nie lubi jak się go czochra.-Oboje się zaśmiali.
-A wam co tak do śmiechu?-spytałem.
-Z twojej miny.Ok jedźcie bo się spóźnicie.
Wyszliśmy przed dom gdzie stał Rover Roba.Też bym taki chciał.Jest taki drogi i taki zajebisty.Każdy tutaj w Doncaster o takim marzy. A stać na niego tylko Robina.Hej!Mam pomysł!Mógłbym to jakoś wykorzystać!Ale ok,to na później.
-Wsiadaj młody,masz wszystko co potrzebne?
-Tak,mam spodenki,bluzkę,ręcznik,wodę,gumkę chyba tak.
-Powiem ci szczerze,że na początku sądziłem że nie mówisz z tą piłką na serio.
-No co ty!football is my life!
-Hah o to chodzi!Wiesz bez: problemu przyjmę cię do drużyny.Zawsze przyjmuję tych,których już znam.Z nimi łatwiej się pracuje.
-Ok,dzięki a jakich znajomych w niej masz?
-Zayn'a i Louis'a którzy są w twoim wieku.
-Zayna i Louisa?!Chodzę z nimi do klasy.
-No to wspaniale prawda?
-Nom.-zrobiłem minę,która miała wyglądać jak uśmiech i...chyba wyglądała, bo nic nie odpowiedział.
Włączyłem radio i właśnie leciała piosenka mojego ulubionego zespołu.The Fray.Nie mogłem wytrzymać i zacząłem podśpiewywać.Na razie było to ciche szeptanie,ale gdy doszłem do refrenu nie mogłem się powstrzymać i zacząłem głośno wyć.Nim się zorientowałem piosenka się skończyła.
-Ładnie śpiewasz i wiesz stoimy tu już od trzech minut,ale byłeś w transie i jeszcze tak ładnie śpiewasz więc nic nie mówiłem-oboje się zaśmialiśmy.
-Boję się-szepnąłem mając nadzieję że nie usłyszy.
-Nie bój się ja moi chłopcy i Luke jesteśmy jak jedna,wielka kochająca się rodzina-uśmiechnąłem się.
-Ok,trzymam cię za słowo.
-Widzisz tam ten szary budynek?Tam są szatnie.idź.
-Ok do zobaczenia za chwilę.Nie odpowiedział,tylko sę uśmiechnął.
Wszedłem do pomieszczenia.Jak się okazało było ono jeszcze puste.To dobrze.Szybko się przebrałem.Rob dał mi kluczyk do szafki nr9. Obok niej była szafka nr6.Dziwne.Dobra nieważne.Wyszedłem na długi korytarz,który prowadził na boisko.
Było tam już kilka osób.W tym.Gdy wychodziłem spotkałem na swojej drodze...Zayna??!
-Ha!Ty pedale co tu robisz?-śmiał się
-Weź zejdź mi z oczu,bo na twój widok chce mi się rzygać i jeszcze ta bluzka...z hello kitty?!-Nagle miałem przypływ odwagi więc postanowiłem to wykorzystać.
Mulat przyparł mnie do ściany.
-Bluzka to prezent od siostry i zaraz oberwiesz za te słowa-krzyknął
-Wątpię-obejrzałem się w lewo i ujrzałem zbliżającą się posyać Louisa.Zacząłem się śmiać z miny Zayna.
-Zayn zostaw go!Cię już do końca pogięło?!Przecież jak będziesz tak robił,to wiesz!-krzyczał.Zainteresowała mnie ta rozmowa.
-Och no tak,bo jak będę dla niego niemiły to tobie nie uda się z nim zaprzyjaźnić,czyli zrobić tego o co się założyłeś.Biedactwo,bo jak przegrasz zakład,to będą się z ciebie śmieli-krzyczał Malik na tyle głośno,że wszystko usłyszałem.Spojrzeliśmy na siebie z Louisem...
I udałem,że nic nie widziałem,nic nie słyszałem.Poszedłem na plac,gdzie czekał już na nas trener.Wspominał mi coś o jakimś Luke,to chyba ten facet który obok niego stoi.Ustałem.w szeregu obok reszty.Później doszło jeszcze dwóch chłopaków...tak to oni.
-No więc witam was moi drodzy przyjaciele-uśmiechnął się do mnie,a ja tylko spojrzałem na niego z grymasem na twarzy.Byłem mega wkurzony!
-Dziś wybiorę kilkoro z was do mojej drużyny.Dokładnie to sześciu chłopców.Mam już na oku kilku z was.Dziś rozgrzewkę poprowadzi Luke,ponieważ nie będę kłamał.Mi się nie chce.Uwaga!Tylko najbardziej wytrzymali zostaną!
-Więc zaczynamy.Sądzę,że nie muszę się przedstawiać bo mnie i Robina każdy stąd zna prawda?-chórkiem odpowiedzieliśmy "tak".
-No to zaczynam Lets Go!-krzyknął i wszyscy zaczęli biec za nim.
Zrobiliśmy około 5 kół wokół całego boiska więc jak na moje oko,przebiegliśmy 800m.Później była rozgrzewka,taka jaką mieliśmy w szkole na w-fie tylko,że musieliśmy powtarzać jedno ćwiczenie około 10 razy.Ale jako,że mam dobrą kondycję nie zmęczyłem się aż tak mocno.Trzech chłopaków już się poddało.Znałem ich z widzenia.Może widziałem ich kiedyś w szkole?Nie wiem.Ale dziwiłem.się czemu chłopacy,którzy są w drużynie siedzą na trybunach i nas obserwują.Po co przyszli?Prócz Zayna i Louisa rozpoznawałem jeszcze Matty'ego,Colin'a,Nick'a i Niall'a.Oni wszyscy chodzili do tej samej szkoły co ja.Nick i Niall byli starsi o rok, Matty rok młodszy,a Colin był dwa lata starszy.
-Dobrze więc teraz zagramy w piłkę!Podzielcie się w drużyny!Dodatkowo w każdej drużynie będzie jeden z moich chłopców.
Teraz musiałem dołączyć do obojętnie której drużyny.Nie chciałbym nic mówić,ale wątpię by ktoś chciał wziąc mnie do swojej.Z tego co widziałem każdy należał już do jakiejś drużyny,a ja stałem tam z wzrokiem wbitym w buty.Mówiłem,że tak będzie.Przecież zawsze tak jest.Ja jestem nieważny dla innych.Zgaduję,że ci wszyscy którzy tutaj są także kiedyś się ze mnie śmiali.Mogłem nawet o tym nie wiedzieć.Nagle podszedł do mnie jakiś chłopak w brązowych loczkach.Miał podobną fryzurę do mnie.
-Hej jestem Mike,dołączysz do naszej drużyny?-Spytał i wskazał ręką na trzech innych chłopców.
-Ok-odparłem.
Super teraz będę musiał grać z jakimiś wyrzutkami jak sądzę!Zgaduję,że są to jakieś beztalencia!Ale przecież sam taki jestem prawda?Ja do niczego się nie nadaję,a jednak przyszedłem tutaj i walczę o to by dostać się do drużyny.Dobra ok Styles nie myśl tyle, bo ci się główka przegrzeje.Od tego upadku często mnie boli.Ale nieważne,przejdzie prawda?Ok.
-Więc do drużyny Harry'ego dołączy Louis,do twojej Niall,do was Collie, a tu Matty.Ja będę z wami,bo Zayn nie nadaję się do gry w piłkę.A raczej do gry z początkującymi.
Dobra graliśmy jakieś 20 miut.Nawet dobrze się bawiłem,nie było tal źle.Kilka minut temu przyszedł Robin.Zaraz ma ogłosić kto dołączy do drużyny.Ja się nie martwiłem,nie stresowałem jak inni,bo wiedziałem,że w niej będę.
-Ok,więc na początek najoczywistrzą rzeczą na świecie jest,że Harry,Mike,Ross i to wszyscy,bo reszta była do bani żegnam was!-krzyknął
Wszyscy się rozszedli.Ja też.Weszliśmy do szatni.Właśnie się dowiedziałem,że szafkę nr.6 ma nikt inny jak pan idealny Tomlinson.Nie chciałem płakać.Chciałem się jam najszybciej na kimś wyrzyć.Byłem tak wkurzony jak nigdy.Ale przynajmniej przez ten cały czas moje oczy były suche.Nie zwracając na niego uwagi wziąłem się za przebieranie.A tak bardzo chciałem na niego spojrzeć.Ale z drugiej strony nie chciałem tym podwierdzić tego iż jestem homo.Ale przecież każdy wie.Ale...no właśnie ale zawsze jest jakieś ale.Gdy już się przebrałem wyszedłem.Poprawka,wyszedłem jak najszybciej się dało.Tak by nikt i nic mnie nie zauważyło.Na szczęście się udało.Miałem dosyć tego dnia!Jedyne czego teraz pragnąłem to siedzieć w moim domu z mamą z kubkiem gorącej czekolady i oglądać z nią jakąś komedię romantyczną.Jednak nie było mi to dane...

1 komentarz: