wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 5

-To w co się tak wpatrujesz?-Spytał i podszedł do napisu.
-To nic takiego.Napisała to jakaś Shipperka Larry'ego-Skłamałem.
-Hah w tym mieście dużo osób nas shippuje.-Powiedział radośnie.
-Aha-znów nie wiedziałem co odpowiedzieć-Pójdziemy na lody?Ja stawiam-Dodałem po chwili
-Ok lubię chodzić na lody, gdy ty stawiasz-Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
-Uwierz mi, nie tylko ty to lubisz-odwzajemniłem uśmiech.
-Jaki smak bierzesz?-Zapytał Louis
-Wezmę sobie śmietankową Algidę.
-Ok to ja też.-Lou przestań się uśmiechać!
Kupiłem dwa lody.Zapłaciłem 3 zł wyszliśmy ze sklepu.Pech chciał, że na ostatnim schodku się poślizgnąłem i  upadłem.Walnąłem głową o beton.Jak można spaść ze schodka, który nie ma nawet 1cm wysokości?!
-Matko,Haz!-Krzyknął Lou
-Nic mi nie jest-Westchnąłem ciężko.Usiadłem na zimnym chodniku.
-Chodź pomogę ci wstać.
-Dzięki Lou.Już jest ok.
-Powiedz czy boli cię głowa?
- Tak, ale to chyba normalne przy takim upadku?-Powiedziałem powoli.Jestem w szoku.
-Może usiądziemy na ławce?
-Jak na razie o niczym innym nie marzę...-Niż siedzenie z tobą na jednej ławce dokończyłem w myślach.Lou był dla mnie taki delikatny.Traktował mnie jak figurkę z  porcelany.
Kiedy w końcu usiedliśmy zamknąłem oczy i  odchyliłem głowę do tyłu.A w tej właśnie chwili omal nie dostałem zawału!Myślałem, że to przez ten szok, ale nie mam wady wzroku uwierzyłem w to co zobaczyłem.Tomlinson się we mnie wtulił!Tak ten Tomlinson, którego pragnie każda dziewczyna.Nie powiem, że nie bo bardzo mnie to zdziwiło.Jednak nie zmieniłem pozycji, ani nic nie powiedziałem.Chciałbym aby ta  chwila mogła trwać wiecznie.
-Em Haz?
-Tia Lou?
-Lody chyba się roztopiły-Zacząłem się głośno śmiać.Szatyn po chwili także.

-Louisie?
-Haroldzie?-Spytał próbując zachować się poważnie, jednak nie udało mu się i ponownie wybuchł śmiechem.
-Co jest śmiesznego w mokrych lodach?-Spytałem
-Nie wiedziałem, że jesteś taki zboczony Harry-Powiedział
-Lou nie chciałbym nic mówić, ale już jest 17, a ja muszę wcześniej wrócić-Westchnąłem smutno.-Mój tata przyjeżdża o 3 nad ranem-Powiedziałem. cichutko
-Ach rozumiem.
-Odprowadzić cię do domu?-Zapytał L.
-Tak Louiso-zaśmiałem się
-Ej nie mów tak na mnie-Zmarszczył brwi
-Och ok-odparłem.
-Żartowałem-uśmiechnął się-Jak się czujesz?-Spytał
miał w oczach troskę oraz czułość?Och Tommo czym jeszcze masz zamiar mnie zaskoczyć??
-Nie najgorzej-odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
-jest ci niedobrze?-Znów te jego spojrzenie!
-Nie, tego nie powiedziałem tylko...jestem zmęczony.
-Och nie dziwię ci się.
-Louuu-powiedziałem przeciągle
-Yees?
-Weź mnie zanieś!-Błagałem
-Hah no to wskakuj na barana-Krzyknął radośnie.
Wykonałem polecenie.Wskoczyłem na niego i ucieszyłem się jak małe dziecko.
-Jesteś lekki jak piórko-powiedział.
Lou zaczął biegać w  kółko ze mną na barana, aż w końcu się przewrócił.Nie wiem kiedy ostatnio byłem taki szczęśliwy, zadowolony taki...chętny do  życia.
-Tommo, tu musimy się rozstać-Zrobiłem smutną minkę.
-Niestety-Odwzajemnił ją.
-Pa-Przytuliliśmy się.
____________________________________________
Heyyy jestem z V rozdziałem. OMB!Ale spr. był łatwy c'nie? Ok, więc sądzę, że ten rozdział wyszedł głupio, nudno...
ps. nie wiedziałam, że tyle osób czyta mój blog!Aż 8 kom. jak na początek to dużo dziękuję!

 Plosheeee komentujcie, bardzo mi na tym zależy!


Lovki :***

2 komentarze: